X

Press F1 to Insert Coin

Prócz przywracania do życia programów ze starych kaset, dyskietek czy cardridge’y, nie można pominąć tematu automatów do gier. To właśnie rozgrywce płynącej z tych dumnych maszyn o znacznych gabarytach chciałbym się przyjrzeć.

Najczęstszym powodem sprawiającym, że sięgamy po tzw. romy, czyli obrazy zawierające dane z nośników gier, jest ich niedostępność. Mam tu na myśli porty gier z segmentu arcade, bo nie sądzę, żeby każdy zainteresowany rozważał możliwość wstawienia sobie do pokoju wielkiego, leciwego cabinetu, opartego o jeden oryginalny system. Nie ma więc niczego dziwnego w zainteresowaniu Polaków emulowaniem gier automatowych. M.A.M.E. dostępny do pobrania za darmo daje możliwość odkrywania tej części kultury grania, która zaledwie musnęła wschodnią część Europy.

Capcom, Konami oraz SNK – producenci rozdający niegdyś karty w dziedzinie gier arcade – czasami decydowali się, by ciepło przyjęty tytuł (nierzadko flagowy okręt firmy) stał się rozpoznawalny również poza salonami gier. Konsolowe porty tytułów takich jak Metal Slug, King of Fighters czy Tekken na dobre zadomowiły się pod strzechami, przeżywając drugą młodość dzięki dystrybucji cyfrowej i mobilnemu graniu. Czy wiecie, że Puzzle Booble, znane również jako Bust-a-Move (urocza puzzlo-zręcznościówka, której mechanikę możecie kojarzyć również z niezliczonej ilości flashowych czy komórkowych klonów) to w oryginalne produkcja automatowa?

Gry, które odniosły na tyle wielki sukces, by ich twórcy zdecydowali się na przepisanie kodu i dostosowanie go do innych platform

Gry, które odniosły na tyle wielki sukces, by ich twórcy zdecydowali się na przepisanie kodu i dostosowanie go do innych platform to tylko niewielka część dobroci zaklętych w maszynach ulokowanych gdzieś w drodze na molo w Świnoujściu, drewnianym wagonie wędrującym pomiędzy polskimi wsiami czy we właściwych im retro strefach salonów gier w reszcie świata.

Osobiście darzę sympatią gry na licencjach rozpoznawalnych marek, np. D&D: Shadow over Mystara, TMNT: Turtles in Time, Punisher, X-Men. Te również są raz po raz przywoływane z martwych w ramach kampanii promujących logo, z którym są powiązane. Po drugiej stronie wymienić można tytuły, które nie dostały drugiej szansy w szerszym obiegu, a nie zasługują na zapomnienie. Najczęściej nie są dostępne na żadnym współczesnym nośniku, chętnie odtworzy je natomiast wspomniany wcześniej M.A.M.E.

Zabawa w udawanie

Projektowanie współczesnej rozgrywki tak, by co chwilę wołała nasz portfel po nowe grywalne postaci, broń, misje czy bezceremonialnie wycięty fragment gry to mały pikuś w porównaniu z pozbywaniem się całego kieszonkowego przy wstrętnym i złośliwym automacie. Maksymalny poziom trudności, trzy życia w ramach jednego żetonu. A żeton? W najlepszym przypadku złotówka u Pana Zbyszka prowadzącego salon. Mogę sobie tylko wyobrazić koszt dobrej zabawy z Binding of Isaac czy Spelunky, osadzonymi w krwiożerczych cabinetach. Zgodnie z efektem Pawłowa wszyscy synchronicznie toczylibyśmy pianę z ust na hasło ‘insert coin’. Aktualnie odliczanie przy continue nie jest już mrożącym krew w żyłach wyścigiem po drobne do mamy, a jedynie sygnałem do wciśnięcia F1 czy innego zdefiniowanego klawisza niekończącego się bogactwa.

Myślę, że nie tylko ja w takim momencie czuję się jak cheater grający na kodach. Podejrzewam też, że nie jestem osamotniony w znudzeniu automatowymi grami, niewymagającymi już żetonów. Niby normalna dziś sytuacja – Nathan Drake spada ze skarpy, by w dwie sekundy pojawić się obok bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Zrezygnowano jedynie z mrugania w takt chwilowej nieśmiertelności po respawnie by dodać 'realizmu’… Dlaczego więc nie przejmujemy się porażką w przypadku przy emulacji gier z automatów?

Wyszczerbiony mechanizm

W tym momencie musimy postawić sobie egzystencjalne pytanie – po co gramy? Z całego serca polecam film z kanału vSauce, sam nie czuję się na tyle elokwentny by odpowiedzieć na to pytanie. Potrafię jednak wskazać mocny punkt w mechanizmie danej rozgrywki, silny nacisk na moment przynoszący satysfakcję grającemu. W grach retro arcade jest to każdorazowe osiągnięcie wyznaczonego celu (ukończenie levelu/pokonanie przeciwnika/dotarcie do mety) bez płacenia za porażkę. Paradoksalnie wrzucenie żetonu, który kupiliśmy, również potrafi przynieść przyjemność w sytuacji porażki – własnymi siłami powołujemy przecież do życia naszą przed momentem utraconą postać, czyli naprawiamy błąd. Dalsza rozgrywka jest przy tym jedynie pretekstem do pozbywania się pieniędzy. Tytuł osiedlowego twardziela, który pokonał Goro na jednym żetonie to sława, szacunek i do czasu przebicia wyniku przez następnego śmiałka.

Czy na sali jest mechanik?

Czy gry przeniesione z automatów są w takim razie z miejsca skazane na chwilowe uniesienia nostalgią szybko przeradzające się w znudzenie? Na szczęście nie, wystarczy im tylko delikatnie pomóc. Emulowane tytuły pozostaną na zawsze mniej czy bardziej odczuwalnymi żetoniakami. Nie poprawiajmy tej pięknej historii – możemy przecież korzystać z niej w podobny sposób, zapraszając do gry znajomego. W salonie gier podwójne płacenie za granie z partnerem stawało się próbą prawdziwej przyjaźni, kombinatorstwa lub zamożności rodziców. Czas nadrobić zaległości, przejść Cadillacs and Dinosaurs podczas imprezy, a złotówki za każde continue przeznaczyć na pizzę. Bo przecież ze wspólnym graniem jest dokładnie jak z pizzą i seksem – nawet jeśli nie są najlepsze, to i tak smakują.

Nowe tytuły odwołujące się do automatowej klasyki często wspomagane są pomysłowymi mechanizmami, przywracającymi im odpowiedni środek ciężkości.

Nowe tytuły odwołujące się do automatowej klasyki często wspomagane są pomysłowymi mechanizmami, przywracającymi im odpowiedni środek ciężkości. Świetnym przykładem ‘duchowego następcy’ radzącego sobie bez wrzucania monet jest Castle Crashers, oferujący ciągły rozwój postaci. Osobiście żałuję tylko, że ponoszone w trakcie rozgrywki porażki nie niosą ze sobą żadnych konsekwencji.

Takie rozwiązanie wpłynęłoby jednak negatywnie na beztroski, czysto imprezowy nastrój rozgrywki, a przecież to za to gracze pokochali produkcję studia Behemoth. Pozostałe gatunki gier arcade można równie bezinwazyjnie uwspółcześnić, dodając do nich tryb fabularny (Mortal Kombat, Sine Mora, Need for Speed) czy otwierając je na nowe doznania płynące z trybu multiplayer (Awesomenauts, H.A.W.K).

Istnieją również formy automatowej rozrywki, które nie przetrwały próby czasu, wymierające gatunki, o których chętnie napiszę następnym razem.

Dawid Maron: Koleś który widzi słabo ale słyszy za dobrze, w dodatku ogromny fan gier niezależnych. Jestem też na Twitterze i .
Przeczytaj też